„Myśli, które
oddychają, i słowa, które palą.”
Thomas Gray – Ciemnia
Szmaragdowozielona
sukienka leży na równo posłanym łożu. Na miękkim dywaniku stoją delikatne
sandałki idealnie dopasowane do reszty stroju. Gdzieś w szafie wisi coś na styl
bolerka. A w szufladzie toaletki schowane są diamentowe kolczyki od babci.
Siedząc bez ruchu pod oknem,
oddzielającym pustą przestrzeń ciemnego pomieszczenia od słonecznego krajobrazu
Sealey, spoglądam na wszystkie wydarzenia ostatniego czasu z przymrużeniem oka.
Przynajmniej tak mi się wydaje.
Nie rozpaczam nad utratą
przyjaciela, ale też nie cieszę się z nadchodzącego balu i całonocnej zabawy.
Wszystko jest mi teraz obojętnie. Na chwilę obecną wyzbyłam się wszelkich myśli
i emocji. Bo i tak nie mam wpływu na to, co się stanie. Nawet nie chcę, żeby
było inaczej. Nasze życie jest zaplanowane, a my nie posiadamy mocy, by
cokolwiek zmienić. Zresztą po co? Może i lepiej, że nie musimy przejmować się
jutrem. Życie z dnia na dzień jest dużo prostsze, niż planowanie go, a potem
stykanie się z rozczarowaniami. Żałuję tylko, iż ta prawda dotarła do mnie
dopiero teraz, kiedy już straciłam wszystko. Przecież mogło być tak pięknie.
Niestety ja chciałam, aby było jeszcze lepiej. W tej chwili wiem, że pragnęłam
niemożliwego. Próbowałam stworzyć Eden. Żaden człowiek nie ma takiej władzy i
mocy, by sprowadzić raj na ziemię. Wszyscy musimy poczekać, aż nadejdzie nasz
czas.
Już pora. Słońce powoli ucieka
za wyraźnie zaznaczony horyzont. Niebo przybrało barwę soczystej czerwonej
pomarańczy. Czy to możliwe, że każdy zachód pachnie szczęściem?
Wiatr się uspokaja. Liście na drzewach prawie się nie
poruszają. Przyroda powoli zasypia. Poszarpane chmury znikają z kopuły nieba.
Świat milknie czekając na odzew miłości. Jednak ta nie chce się pojawić. Gdzieś
znikła. Schowała się. I dopóki ludzkość nie uwierzy, dopóty nie zaszczyci nas
swą obecnością.
Zakładam jedwabną suknię myśląc, co dalej i wciąż
rozważając możliwość ucieczki. Ale widok lekko opadających na ramiona lśniących
włosów dodaje odwagi do działania, choćby szalonego. Sandałki na niskiej
szpilce sprawiają, że jestem pewniejsza siebie. A kolczyki przypominają
dźwięczące mi od dziecka w głowie słowa babci: „Będąc sobą, jesteś
najsilniejsza”.
Wyszłam do malowniczego ogrodu. Rozejrzałam się wokół.
Niewielki staw. Przy nim wiekowa wierzba. I ławka… Ławka, na której wciąż leży
Jego marynarka. On nigdy po nią nie wróci. A ja nigdy nie odważę się jej
stamtąd zabrać. Tak samo, jak nigdy nie usłyszę tego silnego, aczkolwiek
łagodnego głosu. Nie ujrzę Jego niebieskich oczu, ani rozwianej czupryny. Nie
poczuję delikatnego dotyku, ani zapachu wody kolońskiej, którą mu kupiłam na urodziny.
To wszystko odchodzi w niepamięć. Smutek zanika. Jednak do
końca nigdy się nie ulotni. Bo szczęścia nie da się stracić. Nawet w tak
beznadziejnej sytuacji. Zawsze pozostanie jakaś iskierka trzymająca przy życiu.
Należy ją tylko odpowiednio pielęgnować. Nie zasypywać złymi wspomnieniami.
Lepiej pozytywnie patrzeć na świat. Ale w jaki sposób tego dokonać? To nie jest
takie proste, jak się wydaje. Ciężko załatać głębokie dziury tak, by się
ponownie nie rozwarły. Albo chociażby tak, aby do nich nie wpaść i nie utonąć w
gruzach smutku.
Tak zamyślona nawet nie spostrzegłam, kiedy doszłam do
altany, a z moich oczu wypłynęły słone łzy. Nie, nie mogę teraz płakać. Muszę
się wziąć w garść. Nie mogę w takim stanie pokazać się Mattowi. Nie dzisiaj.
Nie zepsuję mu tego wieczoru! Wiem, jak ważne to dla niego wydarzenie. Mówił
mi. Nie chcę go zawieźć.
- Ellein.
Otarłam szybko łzy, bo przede mną stanął wysoki brunet w
eleganckim markowym garniturze. Spojrzałam w jego szare oczy. Mówiły o
szczęściu, jakie dzisiaj go spotkało. Cieszył się całym sobą, że idziemy na ten
bal. Tak, to był zdecydowanie jeden z piękniejszych dni w jego życiu.
Chciałabym, aby zapamiętał go do końca swoich dni. Ale nie ze względu na to, że
wciąż mu się żaliłam, tylko dlatego, iż przed nami świetna zabawa.
- Jesteś gotowa? – zapytał podając mi rękę. Dostrzegłam
nutkę niepokoju w jego spojrzeniu. Zauważył, że płakałam. A tak bardzo nie
chciałam mu popsuć tego wieczoru. Mam tylko nadzieję, że nie będzie się tym
długo zadręczał.
- Tak, możemy jechać – próbowałam szczerze się uśmiechnąć.
Z jakim skutkiem? Nie wiem. Na szczęście Matt już wyprowadzał mnie z ogrodu i
nie miał jak spojrzeć mi w oczy.
***
Przez większość drogi milczeliśmy. Ślepo wpatrywaliśmy się
w jakieś punkty w limuzynie. Oboje byliśmy pogrążenie w szerokim oceanie myśli.
W takim, który nie ma ani początku, ani końca. W nim wszystko jest możliwe.
Albo utrzymasz się na powierzchni , albo opadniesz bezwładnie na dno. A tam…
Jeszcze więcej różnych myśli. I tych pięknych, i tych trochę gorszych. Nigdy
nie wiesz, co cię spotka. Być może ta otchłań będzie kojąca dla twojej duszy.
Tak przeważnie jest w moim przypadku. Ale może i się zdarzyć tak, że po
wypłynięciu na brzeg nie odzyskasz upragnionego spokoju. Nie będziesz mógł
spokojnie oddychać, a twoje serce będzie niespokojnie bić. Od czego zależy ta
różnica? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
Ocean myśli… Jakie są te myśli? Słuszne? Takie, które
pomagają żyć i wyjaśniają sens egzystencji tak marnej istoty, jaką jest człowiek?
A może tutaj chodzi jedynie o to, by uciec przed prawdą, zakryć przed nią oczy
i schować się pod peleryną?
Jaki sens miała ta cisza panująca w limuzynie? Baliśmy się
rozmowy? Czy po prostu nie chcieliśmy psuć sobie humorów? Ale czy to dobry
sposób? Nie lepiej wyjaśnić wszystkie sprawy, póki rany są jeszcze świeże?
Potem może być tylko gorzej. Rozgrzebywanie strupów boli. Lecz, co mielibyśmy
wyjaśniać? Już tyle razy rozmawialiśmy na ten temat. Wszystko powinno być
jasne. Oboje dobrze wiemy, co się dzieje. Od wczoraj przecież nic się nie
zmieniło.
Nie wiem. Nie mam pojęcia, dlaczego. Nie mam też sił, by
dłużej zastanawiać się nad tym wszystkim. Wolę rozkoszować się chwilą i
panującą w niej ciszą głośną od myśli.
- Proszę pana – z kokpitu kierowcy doszedł nas głos szofera
– jesteśmy na miejscu.
Matt wyrwany z tornada zmartwień założył szybko marynarkę.
Mnie natomiast podał bolerko. Po chwili kierowca otworzył nam drzwi. Pierwszy
wysiadł chłopak, a za nim ja. Kiedy limuzyna odjechała, chwycił moją luźno opadającą
wzdłuż tułowia rękę i, można rzec, pociągnął w stronę schodów prowadzących do
hotelu.
Przy wejściu, ochroniarz sprawdził zaproszenia, po czym
mogliśmy wejść do środka. Ale coś mnie trzymało. Jakaś nieziemska siła, która
radziła, bym wróciła do domu. Miałam dziwne wrażenie, że ta noc zmieni życie
wielu ludzi, w tym moje. Jednak, co jeszcze złego może mi się przydarzyć? Chyba
nic. Tak wiele przeżyłam. Dlaczego więc miałabym tam nie wejść?
- Ellein, coś się stało? Źle się czujesz? – Matt stał
przede mną z przerażoną miną. Co chwilę zerkał na wchodzących do budynku gości,
jego znajomych. – Może chcesz wrócić do domu? Jeśli nie masz ochoty, nie musimy
tam iść.
Puste słowa. Wiedziałam, że bardzo mu zależy, żeby tam
pójść. Wyczekiwał tego balu od kilku dobrych miesięcy. Aż dzisiaj jest. A teraz
miałby wrócić do domu? Przeze mnie? Nie, nie zrobię mu tego. Nie przez to, że
nawiedziły mnie jakieś głupie wątpliwości.
- Chodź, kochanie. Alfred zaraz podjedzie. Wrócimy do domu.
– Złapał mnie za rękę, a drugą sięgnął po komórkę.
- Matt, nie – wyrwałam się z uścisku. – Nic mi nie jest. Po
prostu się zamyśliłam – skłamałam i szybko weszłam do holu tego luksusowego
hotelu.
Mój chłopak, trochę zdziwiony, wszedł za mną. Po raz
kolejny zmusiłam się do uśmiechu. Choć tym razem wyszło mi dużo lepiej. Widząc
jego zaskoczoną minę, nawet koń by się uśmiał.
- Zaczyna się – spojrzał na mnie z oburzeniem, by już po
chwili się uśmiechnąć.
Dokładnie, zaczyna się. Ale nic przyjemnego. Zabawa i tłum
ludzi, którzy będą zadawać niepotrzebne pytania. Wolałabym tego uniknąć, lecz
dla Matta zrobię wyjątek. Ten jeden raz.
Ładnie piszesz. Właśnie - ładnie to odpowiednie słowo. Te dwa fragmenty sprawiły, że na pewno mnie tu jeszcze zobaczysz:) Jedyne co... Rozumiem, że boahterka rozmyśla, ale mam pewną, powiedzmy, obawę. Ale to na później. Znaczy, zobaczę czy się ziści za jakieś dwa, trzy rozdziały i dam znać;)
OdpowiedzUsuńJedyna rzecz, do jakiej mogę się przyczepić (bo ogólnie jestm czepialska):
"A kolczyki przypominają dźwięczące mi od dziecka w głowie słowa babci: „Będąc sobą, jesteś najsilniejsza”."
To dobrze brzmi i tak dalej... Ale logika jęczy i kwiczy. Dla postronnego czytelnika jakim jestem wygląda to tak - słowa babci zostawły wywołane przez założenie kolczyków. Czemu? Były prezentem? Ktoś takie nosił? Związane są z nimi wspomnienia? Bo zazwyczaj zakładając wkrętki nie myślisz o złotych sentencjach minionych pokoleń.
Ale to dlatego, że coś muasiałam napisać. No i zauważayłam gdzieś brak dużej litery kiedy mówiła o zmarłym przyjacielu, ale podejrzewam, że ci umknął.
Pozdrawiam i życzę weny
Dziękuję za komentarz. One dodają mi sił i energii, by dalej pisać. Wezmę sobie do serca Twoje uwagi i postaram się coś z tymi błędami zrobić.
UsuńI mam nadzieję, że wspomniana obawa się nie ziści... Już się boję :D
Również pozdrawiam :)
Czytając ten rozdział uświadomiłam sobie, że bardzo lubię czytać opowiadania z narratorem pierwszoosobowym. Czyta mi się wtedy szybciej i łatwiej się wczuwam w opowiadanie. Dużą zasługę ma tu też Twój styl pisania, który bardzo mi się podoba. Piszesz lekko przez co bardzo przyjemnie się czyta. Od razu wyczułam, że masz duży talent. Chcę zacząć od początku, czyli od prologu, którego nie skomentowałam. Bardzo mi się od spodobał i już po przeczytaniu kilku zdań bardzo spodobało mi się to opowiadanie. Wiedziałam, że zostanę tu na dłużej i będę z wielką chęcią czytać kolejne rozdziały. Gdzie ona była? Jest to dla mnie wielką tajemnicą, co mnie bardzo intryguje. Było to przykre i smutno mi się trochę zrobiło, bo zrozumiałam, że ktoś dla niej bliski umarł, a ona nie mogła go zobaczyć. Czy t jej przyjaciel, o którym jest mowa w tym rozdziale? A teraz o nim. Jest cudny! Naprawdę! Wprawdzie nic szczególnego się nie dzieje, ale przez te wszystkie opisy wczułam się bardzo. Pisałaś o tym co przeżywa. I to własnie było cudne. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Możesz mnie o nich informować?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;3
Wzruszyłam się. Miło się czyta takie pochwały. W pisaniu piękne jest to, że inni doceniają twoją pracę. Naprawdę dziękuję.
UsuńW opowiadaniu raczej będzie niewiele akcji. Bardziej będę się skupiać na wewnętrznych przeżyciach bohaterki.
I oczywiście będę informować, ale już na wstępię mówię, że rozdziały nie będą pojawiać się zbyt często. Mimo to liczę na Twoją obecność na moim blogu :)
Straszliwie spodobał mi się Twój styl pisania. Osobiście nie mam żadnych uwag, a jeśli popełniłaś jakieś błędy językowe czy ortograficzne to przynajmniej ja ich nie dostrzegłam, ale to można łatwo wyjaśnić. Tekst tak mnie wciągnął i zaciekawił, że nie mogłam oderwać oczu od monitora :) Zdaje mi się, że zadbałaś o każdy, nawet najmniejszy detal. Opowiadanie jest przepełnione emocjami. Na koniec życzę Ci dużo weny, bo wiem, że czasami nam gdzieś umyka i trudno ją potem znaleźć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam: Dream
[http://dreams-are-renewable.blogspot.com/]
Dziękuję za miłe słowa. Póki co wena mnie nie opuszcza, a skoro widzę zadowolonych czytelników, choćbym chciała przestać pisać, to nie potrafię :)
UsuńMasz naprawdę ciekawy styl. Praktycznie od razu się wciągnęłam!
OdpowiedzUsuńCóż, życzę dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały! ; )
Nika, Nika, Nika, tworzysz? Muszę koniecznie przeczytać twój nowy tworek. Całuję serdecznie:)
OdpowiedzUsuńWłaściwie to jest to, co miałam kiedyś na onecie, ale teraz postanowiłam dokończyć toopowiadanie. Zobaczymy jak mi pójdzie :D
UsuńJesteś moim kwiatkiem, byłam przy twoim ziarenku, pączku, a tu niepostrzeżenie wyrósł z Ciebie piękny kwiat. Twój styl rozkwitł, opisy nie są mdłe (a nadal częstto się to spotyka na blogach) pięknie stwarzasz atosmferę. Jestem oczarowana. Tajemnica, tajemnica, nie wiem nic o opowiadaniu i tym bardziej mnie ono zaskakuje. Zazdorszczę Ci oryginalnego pomysłu, sama szukam inspiracji i staram się, próbuję wyrwać ze szponów fanfiction, ale cały czas nie mogę odnaleźć w sobie oryginalnego pomysłu. Cóż, czekam na kolejny i chcę żebyś mnie informowała, jeżeli możesz:)
OdpowiedzUsuńBuziaki i serdecznie uściski
Cieszę się, że moje pisanie nie poszło na marne i widać efekty. Ty byłaś ze mną od początku mojej blogowej podróży, dlatego tymbardziej cieszy mnie Twoja opinia. Gratuluję, że przetrzymałaś moje nienajlepsze początki i dziękuję, że cały czas jesteś i masz jeszcze siły, by czytać to, co moja wyobraźnia napisze :D
UsuńOczywiście, że będę informować, jak również zachęcam do skorzystania z opcji obserwacji, u mnie pod nazwą -duchy przemierzające okolicę-
Znalazłam twojego bloga... Eee już nawet nie powiek ci gdzie. Gdzieś w tych szarych rozmętach blogosfery. Cieszy mnie jednak fakt, że znalazłam.
OdpowiedzUsuńA więc zaczynając od prologu. Ten duch. To będzie taki jednorazowy wyskok, czy może zobaczymy go kiedyś jeszcze? W ogóle to prolog jest pięknie napisany. Tak z uczuciami i wg.
Po pierwszym rozdziale wiem, że nie lubię Matta. Nie wiem czemu, ale nie przypadł mi do gustu. Ellein też mnie trochę swoim charakterem dobiła. Niby nie zrobiła nic takiego, ale... Dla mnie trochę głupie jest to, że zmusza się aby iść na ten bal. Nie wiem o czym myślała podejmując tą decyzję, ale ja na jej miejscy takiej bym nie podjęła. I jeszcze to co podpowiada jej intuicja. To wszytsko może skończyć się źle.
Tak więc będę z wielką ciekawością będę śledziła twoje opowiadanie ze względu na tego zmarłego przyjaciela.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie;3
A gdzie drugi? Czekam i czekam i nie mogę już wytrzymać!
OdpowiedzUsuńNiestety musisz poczekać jeszcze cały tydzień. Ale to się szybko zleci :)
UsuńWidać masz talent
OdpowiedzUsuńCzyli jednak nie miałam racji, to nie jej ukochany umarł. Ale i tak jest biedna, stracić przyjaciela... Mam nadzieję, że ten cały Matt ją wspiera. A ona jest bardzo silna, w końcu poszła na bal, dla tego chłopaka :) Piszesz bardzo ciekawi i się nie zawiodłam czytając :) Wciągasz dziewczyno, ale dzisiaj już nie mam niestety czasu na więcej ...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam ----> http://marzentysiace.blogspot.com