04. Poukładana rozsypanka?

Różnokształtne puzzle zalegają na stole świata
Każdy element jest osobnym epizodem
Zupełnie odmienne przylegają do siebie
Zgrzytają wyszorowane krawędzie
Płytko wkomponowują się wypukłości
Powoli tworzą jakiś obraz
Nową rzeczywistość indywidualną
Kompozycja końcowa nieznana
Nie ma jej jeszcze
I na razie nie będzie



"Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej, niż rozsypać."
Suzanne Collins


               Dni sączyły się jakby przez gęste sitko. Każda minuta stawała się wiecznością. Wiecznością, która nie ma najmniejszego sensu. Wciąż tylko jedno pytanie mnie dręczyło. Dlaczego?

                Niedawno przeżywałam śmierć swojego najbliższego przyjaciela. Ciężko mi było pogodzić się z rzeczywistością. Wydawało mi się, że to tylko koszmar. Jednak każdy dzień coraz bardziej uświadamiał mnie w tym, iż świat nie zawsze nam sprzyja. Czasami po prostu się od nas odwraca. Nie liczą się pojedyncze jednostki, ich szczęście. Nic się nie liczy. Wszędzie tylko cierpienie. Ból. Smutek i łzy. A teraz znów pogrzeb. Moi znajomi. Tyle dusz odeszło stąd. Zostawili Ziemię. Poszli w ślady Crisa. Do lepszego świata (?).

                Co teraz będzie? Jak będzie wyglądało moje życie? Czy będę musiała zaczynać wszystko od początku? Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nieszczęścia chodzą parami? Cris nie wystarczył? Musiało umrzeć tylu dobrych ludzi? I dlaczego mnie nie było wśród nich? Poszłam na ten bal. Tańczyłam na tym balu. I jestem tutaj? Na tarasie ze szklanką soku? Siedzę jak gdyby nigdy nic. A tak naprawdę mój świat rozsypał się na miliony malutkich kawałków, których nie będę w stanie pozbierać. Nigdy.

                - Witaj, córciu. Jak się czujesz?

                Mama? Co ona tu robi? Nie powinna być w pracy? Zawsze tam jest.

                - Co ty tutaj robisz?

                - Wzięłam dzień wolny.

                Ma wolny dzień? Nie wierzę. Jest pracoholiczką. Nic się dla niej nie liczy, tylko praca. Nie wyjeżdżaliśmy na wakacje, bo ona musiała być w firmie. Bez niej by zbankrutowali. Nie pojawiła się nawet na pogrzebie Crisa. Podpisywała wówczas kolejną durną umowę z jakimś zamorskim kontrahentem. A dzisiaj tak bez potrzeby wzięła urlop? Świat dziwaczeje. Wali się.

                - Chyba się przesłyszałam. Urlop?

                - Tak, naprawdę mam wolne. W końcu przecież należy mi się odpoczynek, czyż nie? Poza tym chciałam trochę pobyć z moją kochaną Ellein… - mówiąc to siedziała naprzeciwko mnie i wciąż się uśmiechała.

                - Szkoda, że wcześniej nie zapytałaś, czy nie mam przypadkiem jakichś planów. Akurat tak się składa, iż jestem umówiona z Mattem i raczej nie będziemy mogły iść na babskie zakupy. – Takiej ironii w głosie jeszcze nigdy nie miałam.

                - No trudno. – Uśmiech zginął z jej twarzy. – Wierzę, że Matthew dobrze się tobą zaopiekuje i wspomoże cię w tych trudnych chwilach.

                - Mamo, ja już się tym nie przejmuję. Doszłam do siebie. I nie potrzebuję niczyjej opieki. – Wstałam. – Idę się przygotować.

                Już nie potrafię z nią normalnie rozmawiać. Nie znam jej. Prawie w ogóle się nie widujemy. Ona w pracy. Ja w szkole, albo na zajęciach pozalekcyjnych. A teraz nagle przyszło jej do głowy, by spędzić ze mną trochę czasu. Nagle jej się przypomniało, że ma córkę. To wkurzające. 

                Odkąd skończyłam podstawówkę, rodzice się mną już nie interesowali. Tylko Greta jeszcze od czasu do czasu próbowała zagadać i pytała, co w szkole. Nigdy nie unikałam kontaktu z kucharką. Była kochana. Pewnie gdyby nie ona, nie zrozumiałabym, dlaczego nagle rodzice się ode mnie odwrócili. To dzięki niej jakoś przetrwałam w tym domu. Nauczyłam się wielu rzeczy. Przede wszystkim tego, jak sobie radzić samej. Stałam się odpowiedzialna. Wydoroślałam. Mimo, iż byłam rozpieszczona, Greta nie pozwoliła mi zagubić się w świecie bez rodziców.

                Tak naprawdę byłam sierotą. Nadal nią jestem. Pozostawiona sama sobie musiałam przetrwać. I choć miałam mnóstwo zabawek i nie brakowało mi rozrywek, nie było przy mnie rodziców. Nie doświadczyłam ich miłości. Myśleli, że najlepsze gadżety mi wystarczą. Że oni nie są mi potrzebni. Nie byli. Bo w końcu wyrosłam na porządną osobę. Ale brakowało mi mojej babci, której nie pozwolili się ze mną spotykać. Pozostała mi tylko Greta. Dlatego nadal jest dla mnie tak ważną osobą. Zastępowała mi rodziców, babcię i koleżanki.

                Ale nagle mama sobie przypomina o mnie. I chce mi wszystko zepsuć. Cały mój posypany, ale poukładany świat. Tak nagle zainteresowało ją moje życie. Przez tyle lat udawała, że mnie nie ma. Dopiero, kiedy stałam się dorosłą, ona zapragnęła mnie wspierać i pocieszać. Nie potrzebuję tego. Już teraz nie. Skoro przez tyle lat potrafiłam sobie radzić bez matki, to dlaczego teraz miałoby być inaczej?

                Puk. Puk. Do pokoju wszedł Matt. Miał na sobie czerwoną koszulę, którą kupiłam mu na urodziny. Twarz otulona czekoladowymi loczkami emanowała energią. Aż poprawił mi się humor. Wydaje mi się, że to będzie naprawdę udany dzień.

                - Gotowa? – pocałował mnie na powitanie.

                - Tak. Możemy iść – związałam włosy w koński ogon i zapięłam szary sweterek.

                Po raz pierwszy od dłuższego czasu idziemy na normalną randkę. Ostatnio w ogóle nie mieliśmy czasu na jakieś wspólne spotkanie. Ja byłam w dołku i nie miałam ochoty na żadne rozrywki, a Matthew załatwiał sprawy związane ze swoim wyjazdem. Ostatecznie i tak nie pojechał. Próbowałam mu wyperswadować, że nie powinien tak nagle rezygnować, lecz on uznał, że lepiej będzie, jeśli zostanie. Na tę decyzję miały wpływ również ostatnie wydarzenia. Nie wyobrażał sobie, by mógł opuścić pogrzeb tych, których znał od małego. Dobrze zrobił. Jednak tym samym porzucił własne marzenia. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś nadarzy się okazja, by je ziścić.

                Na szczęście w końcu znaleźliśmy dla siebie czas. Cieszę się z powrotu do tego monotonnego życia. Choć z drugiej strony… Nie jestem pewna, czy to aby na pewno będzie powrót do tego samego świata. Boję się, że nic już nie będzie takie samo. Nie jestem już tą osobą. Coś się we mnie zmieniło. Jakbym dojrzała. Porzuciłam radość dziecka. Przestałam się bawić. Patrzę na wszystko z zupełnie innej perspektywy. Nie wiem, czy mój związek przetrwał tę metamorfozę. Ale przekonam się już niebawem.

                Trzymając się za ręce przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Ruszyliśmy w kierunku parku. Słońce lekko ogrzewało nasze twarze. Złote promienie przedzierały się przez gęstą koronę drzew. Odbijały się od kropel wody z fontanny, które skapywały to do oczka, to na żwirową ścieżkę. Tutaj, w zielonym raju czas się zatrzymywał. Szum wiatru, śpiew ptaków i my.

                Milczeliśmy. Nie odezwaliśmy się do siebie ni słowem odkąd wyszliśmy z domu. Ale to nie była krępująca cisza. Spokój jest kojący. Leczy naszą tęsknotę. Tak samo jak wspólne towarzystwo nas odpręża. Kiedy Matt jest blisko mnie, życie nabiera kolorów.  On nadaje mu optymizmu. Wspiera mnie. Troszczy się o mnie. Kocham go za to, a jednak nie potrafię tego okazać. Mam świadomość, że stałam się dla niego chłodna. Po śmierci Crisa oddaliliśmy się od siebie. To ja odsuwam od siebie Matta. A on to cierpliwie znosi. Stale przy mnie trwa. Chyba nigdy nie będę w stanie mu się odwdzięczyć.

                Usiedliśmy na ławce pod drzewem. Byliśmy jak ona. Niczym się nie wyróżnialiśmy spośród tłumu. Ławka opatrzona miłosnymi wyznaniami stała samotnie w jakimś tam parku pod jakimś drzewem. Codziennie znosiła ciężar zmęczonych przechodniów. Tak i my. Przepełnieni wspomnieniami trzymaliśmy się za ręce. Choć połączeni, żyliśmy w odmiennych światach. I każdego dnia musimy być gotowi na walkę z problemami. Zlewamy się z otoczeniem. Nic nas nie wyróżnia. Jesteśmy tylko materią.

                - Powinniśmy porozmawiać – zachrypnięty głos chłopaka wyrwał mnie z rozmyślań. – Wiele się wydarzyło. Pochłonięci własnymi sprawami przestaliśmy cieszyć się życiem. Wiem, co przeżyłaś…

                - Matt… - perfidnie mu przerwałam. – Ja nie chcę do tego wracać. Nie teraz. Proszę.

                - Ale Ellein, nie możemy dalej tak tego ciągnąć. Musimy sobie coś wyjaśnić.

                Skinęłam głową. On miał rację. Nastąpiło wiele zmian. I właśnie dlatego mamy obowiązek zatrzymać się i spojrzeć na nasz związek. Czy to wszystko ma jeszcze sens? Czy odnajdziemy się w nowej sytuacji?

                - Kochanie – jego oliwkowe oczy patrzyły na moją zmęczoną twarz. – Nie wiem o czym myślisz ani śnisz. Nie mam też pojęcia, czego pragniesz, jakie są twoje najskrytsze marzenia. Ale wiem dobrze, czego ja chcę! I wiedz, że bez względu na wszystko postaram się to zdobyć. – Odwrócił wzrok i zapatrzył się w przestrzeń. – Pewnie zauważyłaś, że ostatnio zaczęliśmy się od siebie oddalać. Nie mam ci tego za złe. Oboje musieliśmy stawić czoło tragicznemu realizmowi. Niestety ucierpiał na tym nasz związek i pewnie my sami. I nie mam zamiaru tak temu się przyglądać. Chciałbym odzyskać te stracone chwile. Nie zrozum mnie źle – powstrzymał mnie przed komentarzem. – Po prostu chciałbym spędzać z tobą więcej czasu. 

                Zamilkł na chwilę. 

                - Kocham cię, Ellein. 
             

4 komentarze:

  1. Doskonale rozumiem Ellein. Moja przyjaciółka ma dokładnie tą samą sytuację. Jej matka na początku w ogóle nie interesowała jej życiem, a gdy w końcu przypominała sobie, ze ma córkę, swoją madczyną natrętością próbuje zniszczyć jej życie. Coś czuje, ze tu szykuje sie coś podobnego.
    Matt jest słodki. Taki *.* ze aż chce sie o nim czytać. I to zakończenie. Love it;3
    Pozdrawiam;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze są takie zwroty akcji w życiu. Nikt się tobą nie interesuje, a za chwilę ludzie przyczepiają się jak muchy do lepu. Trzeba jednak sobie jakoś z tym radzić. A co do Matta... Dla mnie jest najbardziej tajemniczą postacią w całym opowiadaniu. Samą siebie czasami zaskakuję jego zachowaniem i w ogóle sposobem bycia.

      Bardzo mi miło, że nadal ze mną jesteś i czytasz :)

      Usuń
  2. Podoba mi się!

    Pozdrawiam, j.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam z uwagą.
    Bardzo mi się podoba.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Twój oddech...