Różnokształtne puzzle zalegają na stole
świata
Każdy element jest osobnym epizodem
Zupełnie odmienne przylegają do siebie
Zgrzytają wyszorowane krawędzie
Płytko wkomponowują się wypukłości
Powoli tworzą jakiś obraz
Nową rzeczywistość indywidualną
Kompozycja końcowa nieznana
Nie ma jej jeszcze
…
I na razie nie będzie
Dni
sączyły się jakby przez gęste sitko. Każda minuta stawała się wiecznością.
Wiecznością, która nie ma najmniejszego sensu. Wciąż tylko jedno pytanie mnie
dręczyło. Dlaczego?
Niedawno
przeżywałam śmierć swojego najbliższego przyjaciela. Ciężko mi było pogodzić
się z rzeczywistością. Wydawało mi się, że to tylko koszmar. Jednak każdy dzień
coraz bardziej uświadamiał mnie w tym, iż świat nie zawsze nam sprzyja. Czasami
po prostu się od nas odwraca. Nie liczą się pojedyncze jednostki, ich
szczęście. Nic się nie liczy. Wszędzie tylko cierpienie. Ból. Smutek i łzy. A
teraz znów pogrzeb. Moi znajomi. Tyle dusz odeszło stąd. Zostawili Ziemię.
Poszli w ślady Crisa. Do lepszego świata (?).
Co teraz będzie? Jak będzie
wyglądało moje życie? Czy będę musiała zaczynać wszystko od początku? Dlaczego
tak się dzieje? Dlaczego nieszczęścia chodzą parami? Cris nie wystarczył?
Musiało umrzeć tylu dobrych ludzi? I dlaczego mnie nie było wśród nich? Poszłam
na ten bal. Tańczyłam na tym balu. I jestem tutaj? Na tarasie ze szklanką soku?
Siedzę jak gdyby nigdy nic. A tak naprawdę mój świat rozsypał się na miliony
malutkich kawałków, których nie będę w stanie pozbierać. Nigdy.
- Witaj, córciu. Jak się
czujesz?
Mama? Co ona tu robi? Nie
powinna być w pracy? Zawsze tam jest.
- Co ty tutaj robisz?
- Wzięłam dzień wolny.
Ma wolny dzień? Nie wierzę. Jest
pracoholiczką. Nic się dla niej nie liczy, tylko praca. Nie wyjeżdżaliśmy na
wakacje, bo ona musiała być w firmie. Bez niej by zbankrutowali. Nie pojawiła
się nawet na pogrzebie Crisa. Podpisywała wówczas kolejną durną umowę z jakimś
zamorskim kontrahentem. A dzisiaj tak bez potrzeby wzięła urlop? Świat
dziwaczeje. Wali się.
- Chyba się przesłyszałam.
Urlop?
- Tak, naprawdę mam wolne. W
końcu przecież należy mi się odpoczynek, czyż nie? Poza tym chciałam trochę
pobyć z moją kochaną Ellein… - mówiąc to siedziała naprzeciwko mnie i wciąż się
uśmiechała.
- Szkoda, że wcześniej nie
zapytałaś, czy nie mam przypadkiem jakichś planów. Akurat tak się składa, iż
jestem umówiona z Mattem i raczej nie będziemy mogły iść na babskie zakupy. –
Takiej ironii w głosie jeszcze nigdy nie miałam.
- No trudno. – Uśmiech zginął z
jej twarzy. – Wierzę, że Matthew dobrze się tobą zaopiekuje i wspomoże cię w
tych trudnych chwilach.
- Mamo, ja już się tym nie
przejmuję. Doszłam do siebie. I nie potrzebuję niczyjej opieki. – Wstałam. –
Idę się przygotować.
Już nie potrafię z nią normalnie
rozmawiać. Nie znam jej. Prawie w ogóle się nie widujemy. Ona w pracy. Ja w
szkole, albo na zajęciach pozalekcyjnych. A teraz nagle przyszło jej do głowy,
by spędzić ze mną trochę czasu. Nagle jej się przypomniało, że ma córkę. To
wkurzające.
Odkąd skończyłam podstawówkę,
rodzice się mną już nie interesowali. Tylko Greta jeszcze od czasu do czasu
próbowała zagadać i pytała, co w szkole. Nigdy nie unikałam kontaktu z
kucharką. Była kochana. Pewnie gdyby nie ona, nie zrozumiałabym, dlaczego nagle
rodzice się ode mnie odwrócili. To dzięki niej jakoś przetrwałam w tym domu.
Nauczyłam się wielu rzeczy. Przede wszystkim tego, jak sobie radzić samej.
Stałam się odpowiedzialna. Wydoroślałam. Mimo, iż byłam rozpieszczona, Greta
nie pozwoliła mi zagubić się w świecie bez rodziców.
Tak naprawdę byłam sierotą.
Nadal nią jestem. Pozostawiona sama sobie musiałam przetrwać. I choć miałam
mnóstwo zabawek i nie brakowało mi rozrywek, nie było przy mnie rodziców. Nie
doświadczyłam ich miłości. Myśleli, że najlepsze gadżety mi wystarczą. Że oni
nie są mi potrzebni. Nie byli. Bo w końcu wyrosłam na porządną osobę. Ale
brakowało mi mojej babci, której nie pozwolili się ze mną spotykać. Pozostała
mi tylko Greta. Dlatego nadal jest dla mnie tak ważną osobą. Zastępowała mi
rodziców, babcię i koleżanki.
Ale nagle mama sobie przypomina
o mnie. I chce mi wszystko zepsuć. Cały mój posypany, ale poukładany świat. Tak
nagle zainteresowało ją moje życie. Przez tyle lat udawała, że mnie nie ma.
Dopiero, kiedy stałam się dorosłą, ona zapragnęła mnie wspierać i pocieszać.
Nie potrzebuję tego. Już teraz nie. Skoro przez tyle lat potrafiłam sobie
radzić bez matki, to dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Puk. Puk. Do pokoju wszedł Matt.
Miał na sobie czerwoną koszulę, którą kupiłam mu na urodziny. Twarz otulona
czekoladowymi loczkami emanowała energią. Aż poprawił mi się humor. Wydaje mi
się, że to będzie naprawdę udany dzień.
- Gotowa? – pocałował mnie na
powitanie.
- Tak. Możemy iść – związałam
włosy w koński ogon i zapięłam szary sweterek.
Po
raz pierwszy od dłuższego czasu idziemy na normalną randkę. Ostatnio w ogóle
nie mieliśmy czasu na jakieś wspólne spotkanie. Ja byłam w dołku i nie miałam
ochoty na żadne rozrywki, a Matthew załatwiał sprawy związane ze swoim
wyjazdem. Ostatecznie i tak nie pojechał. Próbowałam mu wyperswadować, że nie
powinien tak nagle rezygnować, lecz on uznał, że lepiej będzie, jeśli zostanie.
Na tę decyzję miały wpływ również ostatnie wydarzenia. Nie wyobrażał sobie, by
mógł opuścić pogrzeb tych, których znał od małego. Dobrze zrobił. Jednak tym
samym porzucił własne marzenia. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś nadarzy się
okazja, by je ziścić.
Na szczęście w końcu znaleźliśmy
dla siebie czas. Cieszę się z powrotu do tego monotonnego życia. Choć z drugiej
strony… Nie jestem pewna, czy to aby na pewno będzie powrót do tego samego
świata. Boję się, że nic już nie będzie takie samo. Nie jestem już tą osobą.
Coś się we mnie zmieniło. Jakbym dojrzała. Porzuciłam radość dziecka.
Przestałam się bawić. Patrzę na wszystko z zupełnie innej perspektywy. Nie
wiem, czy mój związek przetrwał tę metamorfozę. Ale przekonam się już niebawem.
Trzymając się za ręce
przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Ruszyliśmy w kierunku parku. Słońce lekko
ogrzewało nasze twarze. Złote promienie przedzierały się przez gęstą koronę
drzew. Odbijały się od kropel wody z fontanny, które skapywały to do oczka, to
na żwirową ścieżkę. Tutaj, w zielonym raju czas się zatrzymywał. Szum wiatru,
śpiew ptaków i my.
Milczeliśmy. Nie odezwaliśmy się
do siebie ni słowem odkąd wyszliśmy z domu. Ale to nie była krępująca cisza.
Spokój jest kojący. Leczy naszą tęsknotę. Tak samo jak wspólne towarzystwo nas
odpręża. Kiedy Matt jest blisko mnie, życie nabiera kolorów. On nadaje mu optymizmu. Wspiera mnie.
Troszczy się o mnie. Kocham go za to, a jednak nie potrafię tego okazać. Mam
świadomość, że stałam się dla niego chłodna. Po śmierci Crisa oddaliliśmy się
od siebie. To ja odsuwam od siebie Matta. A on to cierpliwie znosi. Stale przy
mnie trwa. Chyba nigdy nie będę w stanie mu się odwdzięczyć.
Usiedliśmy na ławce pod drzewem.
Byliśmy jak ona. Niczym się nie wyróżnialiśmy spośród tłumu. Ławka opatrzona
miłosnymi wyznaniami stała samotnie w jakimś tam parku pod jakimś drzewem.
Codziennie znosiła ciężar zmęczonych przechodniów. Tak i my. Przepełnieni
wspomnieniami trzymaliśmy się za ręce. Choć połączeni, żyliśmy w odmiennych
światach. I każdego dnia musimy być gotowi na walkę z problemami. Zlewamy się z
otoczeniem. Nic nas nie wyróżnia. Jesteśmy tylko materią.
- Powinniśmy porozmawiać – zachrypnięty
głos chłopaka wyrwał mnie z rozmyślań. – Wiele się wydarzyło. Pochłonięci
własnymi sprawami przestaliśmy cieszyć się życiem. Wiem, co przeżyłaś…
- Matt… - perfidnie mu
przerwałam. – Ja nie chcę do tego wracać. Nie teraz. Proszę.
- Ale Ellein, nie możemy dalej
tak tego ciągnąć. Musimy sobie coś wyjaśnić.
Skinęłam głową. On miał rację. Nastąpiło
wiele zmian. I właśnie dlatego mamy obowiązek zatrzymać się i spojrzeć na nasz
związek. Czy to wszystko ma jeszcze sens? Czy odnajdziemy się w nowej sytuacji?
- Kochanie
– jego oliwkowe oczy patrzyły na moją zmęczoną twarz. – Nie wiem o czym
myślisz ani śnisz. Nie mam też pojęcia, czego pragniesz, jakie są twoje
najskrytsze marzenia. Ale wiem dobrze, czego ja chcę! I wiedz, że bez względu
na wszystko postaram się to zdobyć. – Odwrócił wzrok i zapatrzył się w
przestrzeń. – Pewnie zauważyłaś, że ostatnio zaczęliśmy się od siebie oddalać. Nie
mam ci tego za złe. Oboje musieliśmy stawić czoło tragicznemu realizmowi.
Niestety ucierpiał na tym nasz związek i pewnie my sami. I nie mam zamiaru tak
temu się przyglądać. Chciałbym odzyskać te stracone chwile. Nie zrozum mnie źle
– powstrzymał mnie przed komentarzem. – Po prostu chciałbym spędzać z tobą
więcej czasu.
Zamilkł na chwilę.
- Kocham cię, Ellein.
Doskonale rozumiem Ellein. Moja przyjaciółka ma dokładnie tą samą sytuację. Jej matka na początku w ogóle nie interesowała jej życiem, a gdy w końcu przypominała sobie, ze ma córkę, swoją madczyną natrętością próbuje zniszczyć jej życie. Coś czuje, ze tu szykuje sie coś podobnego.
OdpowiedzUsuńMatt jest słodki. Taki *.* ze aż chce sie o nim czytać. I to zakończenie. Love it;3
Pozdrawiam;D
Najgorsze są takie zwroty akcji w życiu. Nikt się tobą nie interesuje, a za chwilę ludzie przyczepiają się jak muchy do lepu. Trzeba jednak sobie jakoś z tym radzić. A co do Matta... Dla mnie jest najbardziej tajemniczą postacią w całym opowiadaniu. Samą siebie czasami zaskakuję jego zachowaniem i w ogóle sposobem bycia.
UsuńBardzo mi miło, że nadal ze mną jesteś i czytasz :)
Podoba mi się!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, j.
Przeczytałam z uwagą.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba.
Serdecznie pozdrawiam:)