"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności"
Khalil Gibran
Siedziałam
na tej ławce pod tym drzewem i wsłuchiwałam się w słowa Matta. Co też go wzięło
na takie przemyślenia? Nigdy taki nie był. Żył z dnia na dzień. Wierzył, że szczęście mu sprzyja i nigdy go
nie opuści. Był rozpieszczony. Jemu to nie przeszkadzało. Lubił takie życie.
Nie musiał pokonywać przeszkód. Z łatwością zdobywał szczyty. Miał wszystko. I
wiedział, że może mieć wszystko. Nie było dla niego rzeczy niemożliwych.
Podejrzewam, że nadal nie ma. Ale coś się w nim zmieniło. A myślałam, że to
tylko ja przeszłam metamorfozę. I on zaczął inaczej patrzeć na świat. Jeszcze
nigdy nie wypowiadał niczego z takim przejęciem. Tym razem mówił naprawdę
świadomie i z głębi duszy.
Nie byłam pewna, co czuję.
Właściwie nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Zabrakło mi słów. Nawet myśli
były jakieś dziwne, nieokreślone, nie do wypowiedzenia. Patrzył na mnie. Czekał
na moją reakcję. Nie chciałam go po raz kolejny zawieść.
- Matthew – zaczęłam, a on
odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy. – Doceniam to, co dla mnie zrobiłeś. Jesteś
mi naprawdę drogi. Przy tobie się uśmiecham. Nadajesz sens mojemu życiu. Nie
zadręczasz mnie pytaniami. Nie próbujesz na siłę pocieszać. Rozumiesz mnie. Nie
mów, że nie wiesz, o czym myślę i marzę. Znasz mnie. Dajesz mi to, czego
pragnę. Spełniasz moje sny. Tylko, że ja nie potrafię okazać mojej
wdzięczności. Zagubiłam się we własnych uczuciach. Przykro mi, ale nie wiem, co
do ciebie czuję. To na pewno nie jest to samo, co przedtem. Zmieniłam się.
Oboje staliśmy się innymi ludźmi. Już nie zdołamy odtworzyć naszego związku
sprzed kilku miesięcy.
Zapadła cisza. Poczułam jak
ciągnie mnie na dno. Nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym powiedzieć. Nie
chciałam już nic mówić. Bałam się, że moje słowa jeszcze bardziej go zranią.
Ale nic nie mogłam poradzić. Taka była prawda. Musiałam się przyznać. Nie
potrafiłabym go oszukiwać. Nie zniosłabym jego cierpienia.
- To się nazywa szczerość –
powiedział bez emocji.
Przegrał. Zaskoczyłam go swoim
wyznaniem. Nie był przygotowany na porażkę. Jest przyzwyczajony do wygrywania.
Ale przyjął moje słowa ze spokojem i się nie buntował. Po raz kolejny zrozumiał
moje uczucia. Wiedział, że nie jest mi łatwo.
- Zawsze jest jakiś promyk
nadziei. Może w końcu wszystko się ułoży. – Próbowałam podnieść go na duchu,
choć sama wątpiłam w swoje słowa. – Odprowadzisz mnie do domu?
Skinął głową, po czym wstał z
ławki i podał mi rękę. Wąską ścieżką przeszliśmy przez park i skierowaliśmy się
w stronę mojego domu. Nie odzywaliśmy się do siebie. Trochę głupio się czułam.
Choć nie chciałam, i tak go zraniłam. Przejdzie mu – tego jestem pewna.
Pytanie, czy mi wybaczy. Jeżeli jego wyznanie było przemyślane i wypowiedziane
z głębi serca – wybaczy, jeśli nie…
Pożegnałam się z Mattem i od
razu wbiegłam na górę do swojego pokoju. Próbowałam pozbyć się wszelkich myśli
i skupić na treści książki. Jak nigdy nie udawało mi się to. Przed oczami migał
mi obraz jego zasmuconej twarzy. Czyżby to były wyrzuty sumienia? Przecież nie
zrobiłam nic takiego. Powiedziałam tylko prawdę. To, co czuję. A mimo wszystko,
było mi go żal. Czy może to być oznaka miłości? Za wcześnie na takie
przypuszczenia. Cris, dlaczego ciebie tu nie ma? Ty byś mi pomógł. Z kim mam
porozmawiać?
Zeszłam do kuchni. Było to
niewielkie pomieszczenie. Kilka blatów i najpotrzebniejsze urządzenia. Na
przeciwległej ścianie, między lodówką a zmywarką były drzwi do spiżarki.
Dzisiaj nieznacznie uchylone. To tam znalazłam Gretę.
- Dzień dobry, kochanie. – Starsza
kobieta w kwiecistym fartuchu przywitała mnie z uśmiechem. – Coś się stało?
Jesteś smutna.
- Właściwie to nic takiego… -
zaczęłam i nie bardzo wiedziałam, jak mogłabym prosić ją o pomoc. – Chciałabym
się spotkać z babcią. Pomożesz mi?
- Dobrze wiesz, że twoi rodzice
nie chcą byś się z nią kontaktowała.
- Nie chcieli również, bym jadła
czekoladę – założyłam ręce i czekałam na reakcję kucharki.
- Pomogę ci tylko dlatego, że
jesteś dla mnie jak wnuczka.
- Dziękuję – rzuciłam się jej na
szyję, a po chwili obie zaczęłyśmy się śmiać.
***
Wysiadłam z samochodu z ulgą.
Nie mam choroby lokomocyjnej, ale tam było tak strasznie gorąco… Obecna pogoda
nie nastraja do podróżowania. Raczej skłania do wylegiwania się na plaży.
Czyste niebo i palące słońce. Powietrze praktycznie się nie rusza. Upał jak
nigdy. Niestety już nie mogłam zmienić zdania. Greta wszystko zorganizowała.
Zrobiła to dla mnie. Pożyczyła auto od znajomego. Tak jak jego właściciel
samochód nie należał do najmłodszych, toteż był pozbawiony klimatyzacji. Jazda
w takich warunkach nie jest przyjemna nawet dla kogoś, kto uwielbia przejażdżki
samochodowe.
Wyciągnęłam z tylnego siedzenia
niewielką paczuszkę. Wzięłam głęboki wdech. Spojrzałam jeszcze raz na Gretę,
potem na budynek, przed którym zaparkowałyśmy samochód. Przeszłam kilka metrów
brukowaną dróżką i zapukałam do drzwi. Nikt nie odpowiadał. Rozejrzałam się,
czy przypadkiem nie ma kogoś w ogrodzie. Niestety ani żywej duszy. Zastukałam
jeszcze raz mocniej, po czym nacisnęłam na klamkę. Drzwi były otwarte. Powoli
weszłam do środka.
- Dzień dobry, jest tu ktoś? –
zawołałam.
Ponownie wyjrzałam na zewnątrz.
Greta stała przy samochodzie i rozmawiała przez telefon. Mam nadzieję, że to
nie rodzice. Nic nie wiedzą, że przyjechałyśmy aż tutaj. Powiedziałam im, że
wyjeżdżam z Gretą na zakupy. Mam nadzieję, iż się nie zorientują, gdzie
faktycznie jesteśmy.
Teraz z większą odwagą weszłam
głębiej i zamknęłam za sobą drzwi. Stałam samotnie w niewielkim holu zawalonym
różnymi gratami, które najprawdopodobniej miały służyć za ozdoby. Wszystko
dokładnie obejrzałam zanim weszłam do salonu. Na komodzie poustawiane były
różne figurki – zapewne pamiątki z podróży. Kolorowe kurtki i sweterki
okupowały wieszak. Pod nim rząd równo ustawionych butów. Na ścianach zawieszono
różnorodne obrazki. Jedne ładniejsze, inne nie przedstawiały niczego
konkretnego. W kącie za drzwiami wejściowymi w ogromnej donicy rósł fikus.
Jednak jego liście były zakurzone, jakby o nim zapomniano. W pomieszczeniu
panował chaos, a jednocześnie wydawało mi się, iż wszystko zostało dokładnie
przemyślane i każda rzecz znajduje się na swoim miejscu.
Pakunek, który wyjęłam z
samochodu, położyłam teraz na komodzie z figurkami. Powoli, dokładnie oglądając
każdy kąt, przeszłam do salonu. Ten niczym nadzwyczajnym się nie wyróżniał. Jasna
tapeta odbijała od siebie promienie słońca wpadające przez duże okno. Miękkie
dywany zbierały opadający kurz. Na środku ustawiono sofę i dwa fotele. Pomiędzy
nimi był niewielki stolik do kawy. Jedną ze ścian podpierały wypełnione po samą
górę regały. Natomiast na komódce pod oknem i parapecie dostrzegłam kolejną
wystawę najróżniejszych pamiątek. Zaczęłam się im przyglądać. Wyglądały dziwnie
znajomo. Jednak nie mogłam sobie przypomnieć, skąd je znam. Nieważne. Nie po to
tutaj przyjechałam. Chciałam porozmawiać. Zadać kilka pytań. Tylko że nikogo
nie ma w domu. Dlaczego więc drzwi były otwarte? Może jednak ktoś został w
mieszkaniu, tylko nie usłyszał jak wchodziłam?
Odwróciłam się od okna, by jeszcze raz poinformować domowników o mojej obecności. Jednak nie zdążyłam nic powiedzieć. Zastygłam w bezruchu, a potem poczułam pieczenie w oczach. Zostałam potraktowana gazem pieprznym. Najwyraźniej pomylono mnie z włamywaczem. Przetarłam oczy, by zobaczyć, kto to zrobił. Ale ten ktoś najwyraźniej zdążył zmienić swoje położenie. Obróciłam się i wtedy poczułam łamiący ból w kościach. Upadłam na wzorzysty dywan.
Cudny rozdział. Bardzo, bardzo mi się spodobał. Szkoda mi trochę Matta, kocha ją, ale dobrze, że ona go nie oszukała. Może mu przejdzie, może ona znów się w nim zakocha? Tak naprawdę to od samego początku miałam wrażenie, że jej uczucie do Matta się wypala.
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się ten moment, gdy wchodziła do domu babci. Świetnie opisałaś wystrój domu, który nie było nudny. Zazwyczaj jak czytam takie opisy to są strasznie nudne, ale u Ciebie ta nie było. Dodawałaś kilka ciekawych zdań. Takie jedno (pozwolę sobie zacytować): "Miękkie dywany zbierały opadający kurz". Bardzo, bardzo, bardzo mi to zdanie się spodobało. O to mi właśnie chodzi. Nie pisałaś tylko, ze tam stoi komoda, tam stolik, tylko tak ciekawie. Bosko.
Rozśmieszył mnie trochę fakt, że ktoś pomylił ją z włamywaczem. Wiem, że dla niej było to mało przyjemne, ale ja już tak mam. :D Ciekawe czy to jej babcia i ciekawe co zrobi, gdy się dowie, że to była jej wnuczka. Rozumiem, że one dawno się nie widziały. To przykre. Mam nadzieję, że jakoś w końcu się rozpoznają. :D
Pozdrawiam ;3
Cieszę się, że podobał się opis. Zawsze mam z nimi problemy i nie wiem, jak ładnie ubrać to wszystko, co widzę oczami wyobraźni w słowa. Dzięki Tobie wzrosła moja wiara we własne możliwości :)
UsuńReszty nie będę komentować, bo jeszcze bym za dużo powiedziała i nici z zaskoczenia (mam nadzieję, że jakieś tam zaskoczenie uda mi się przygotować) :)
Dziękuję za odwiedziny, pozdrawiam
Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale problem z internetem i te sprawy rozdział skomentuje krótko bo mam wiele do nadrobienia również na innych blogach. A więc na początku myślałam, że gdy wiedzie do babcie to zobaczy ją martwąą. taki obrót wydarzeń jest chyba lepszy nie xd
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Hm... Interesujące przypuszczenie.
UsuńMnie się podoba opis pokoju, te dywany, jak z Leśmiana ("na strojnego dywana narorożnej purpurze, gdzie irys obok sarny kwitnie bezroślinnie, a z wieczności pluszowej, unoszą się kurze" - wiersz Lalka).
OdpowiedzUsuńI, oczywiście czekam... na ocknienie?
Pozdrawiam,j.
Żal mi chłopaka a co kolejny rozdział tym lepszy i ciekawszy czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuń