05. Słowa, które ranią


"Słowa są ponadczasowe. Powinieneś je wypowiadać lub pisać ze świadomością o ich wieczności"
Khalil Gibran


Siedziałam na tej ławce pod tym drzewem i wsłuchiwałam się w słowa Matta. Co też go wzięło na takie przemyślenia? Nigdy taki nie był. Żył z dnia na dzień.  Wierzył, że szczęście mu sprzyja i nigdy go nie opuści. Był rozpieszczony. Jemu to nie przeszkadzało. Lubił takie życie. Nie musiał pokonywać przeszkód. Z łatwością zdobywał szczyty. Miał wszystko. I wiedział, że może mieć wszystko. Nie było dla niego rzeczy niemożliwych. Podejrzewam, że nadal nie ma. Ale coś się w nim zmieniło. A myślałam, że to tylko ja przeszłam metamorfozę. I on zaczął inaczej patrzeć na świat. Jeszcze nigdy nie wypowiadał niczego z takim przejęciem. Tym razem mówił naprawdę świadomie i z głębi duszy.

Nie byłam pewna, co czuję. Właściwie nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Zabrakło mi słów. Nawet myśli były jakieś dziwne, nieokreślone, nie do wypowiedzenia. Patrzył na mnie. Czekał na moją reakcję. Nie chciałam go po raz kolejny zawieść.

- Matthew – zaczęłam, a on odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy. – Doceniam to, co dla mnie zrobiłeś. Jesteś mi naprawdę drogi. Przy tobie się uśmiecham. Nadajesz sens mojemu życiu. Nie zadręczasz mnie pytaniami. Nie próbujesz na siłę pocieszać. Rozumiesz mnie. Nie mów, że nie wiesz, o czym myślę i marzę. Znasz mnie. Dajesz mi to, czego pragnę. Spełniasz moje sny. Tylko, że ja nie potrafię okazać mojej wdzięczności. Zagubiłam się we własnych uczuciach. Przykro mi, ale nie wiem, co do ciebie czuję. To na pewno nie jest to samo, co przedtem. Zmieniłam się. Oboje staliśmy się innymi ludźmi. Już nie zdołamy odtworzyć naszego związku sprzed kilku miesięcy.

Zapadła cisza. Poczułam jak ciągnie mnie na dno. Nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym powiedzieć. Nie chciałam już nic mówić. Bałam się, że moje słowa jeszcze bardziej go zranią. Ale nic nie mogłam poradzić. Taka była prawda. Musiałam się przyznać. Nie potrafiłabym go oszukiwać. Nie zniosłabym jego cierpienia.

- To się nazywa szczerość – powiedział bez emocji.

Przegrał. Zaskoczyłam go swoim wyznaniem. Nie był przygotowany na porażkę. Jest przyzwyczajony do wygrywania. Ale przyjął moje słowa ze spokojem i się nie buntował. Po raz kolejny zrozumiał moje uczucia. Wiedział, że nie jest mi łatwo.

- Zawsze jest jakiś promyk nadziei. Może w końcu wszystko się ułoży. – Próbowałam podnieść go na duchu, choć sama wątpiłam w swoje słowa. – Odprowadzisz mnie do domu?

Skinął głową, po czym wstał z ławki i podał mi rękę. Wąską ścieżką przeszliśmy przez park i skierowaliśmy się w stronę mojego domu. Nie odzywaliśmy się do siebie. Trochę głupio się czułam. Choć nie chciałam, i tak go zraniłam. Przejdzie mu – tego jestem pewna. Pytanie, czy mi wybaczy. Jeżeli jego wyznanie było przemyślane i wypowiedziane z głębi serca – wybaczy, jeśli nie…

Pożegnałam się z Mattem i od razu wbiegłam na górę do swojego pokoju. Próbowałam pozbyć się wszelkich myśli i skupić na treści książki. Jak nigdy nie udawało mi się to. Przed oczami migał mi obraz jego zasmuconej twarzy. Czyżby to były wyrzuty sumienia? Przecież nie zrobiłam nic takiego. Powiedziałam tylko prawdę. To, co czuję. A mimo wszystko, było mi go żal. Czy może to być oznaka miłości? Za wcześnie na takie przypuszczenia. Cris, dlaczego ciebie tu nie ma? Ty byś mi pomógł. Z kim mam porozmawiać? 

Zeszłam do kuchni. Było to niewielkie pomieszczenie. Kilka blatów i najpotrzebniejsze urządzenia. Na przeciwległej ścianie, między lodówką a zmywarką były drzwi do spiżarki. Dzisiaj nieznacznie uchylone. To tam znalazłam Gretę.

- Dzień dobry, kochanie. – Starsza kobieta w kwiecistym fartuchu przywitała mnie z uśmiechem. – Coś się stało? Jesteś smutna.

- Właściwie to nic takiego… - zaczęłam i nie bardzo wiedziałam, jak mogłabym prosić ją o pomoc. – Chciałabym się spotkać z babcią. Pomożesz mi?

- Dobrze wiesz, że twoi rodzice nie chcą byś się z nią kontaktowała.

- Nie chcieli również, bym jadła czekoladę – założyłam ręce i czekałam na reakcję kucharki.

- Pomogę ci tylko dlatego, że jesteś dla mnie jak wnuczka.

- Dziękuję – rzuciłam się jej na szyję, a po chwili obie zaczęłyśmy się śmiać.


***

Wysiadłam z samochodu z ulgą. Nie mam choroby lokomocyjnej, ale tam było tak strasznie gorąco… Obecna pogoda nie nastraja do podróżowania. Raczej skłania do wylegiwania się na plaży. Czyste niebo i palące słońce. Powietrze praktycznie się nie rusza. Upał jak nigdy. Niestety już nie mogłam zmienić zdania. Greta wszystko zorganizowała. Zrobiła to dla mnie. Pożyczyła auto od znajomego. Tak jak jego właściciel samochód nie należał do najmłodszych, toteż był pozbawiony klimatyzacji. Jazda w takich warunkach nie jest przyjemna nawet dla kogoś, kto uwielbia przejażdżki samochodowe.

Wyciągnęłam z tylnego siedzenia niewielką paczuszkę. Wzięłam głęboki wdech. Spojrzałam jeszcze raz na Gretę, potem na budynek, przed którym zaparkowałyśmy samochód. Przeszłam kilka metrów brukowaną dróżką i zapukałam do drzwi. Nikt nie odpowiadał. Rozejrzałam się, czy przypadkiem nie ma kogoś w ogrodzie. Niestety ani żywej duszy. Zastukałam jeszcze raz mocniej, po czym nacisnęłam na klamkę. Drzwi były otwarte. Powoli weszłam do środka.

- Dzień dobry, jest tu ktoś? – zawołałam.

Ponownie wyjrzałam na zewnątrz. Greta stała przy samochodzie i rozmawiała przez telefon. Mam nadzieję, że to nie rodzice. Nic nie wiedzą, że przyjechałyśmy aż tutaj. Powiedziałam im, że wyjeżdżam z Gretą na zakupy. Mam nadzieję, iż się nie zorientują, gdzie faktycznie jesteśmy.

Teraz z większą odwagą weszłam głębiej i zamknęłam za sobą drzwi. Stałam samotnie w niewielkim holu zawalonym różnymi gratami, które najprawdopodobniej miały służyć za ozdoby. Wszystko dokładnie obejrzałam zanim weszłam do salonu. Na komodzie poustawiane były różne figurki – zapewne pamiątki z podróży. Kolorowe kurtki i sweterki okupowały wieszak. Pod nim rząd równo ustawionych butów. Na ścianach zawieszono różnorodne obrazki. Jedne ładniejsze, inne nie przedstawiały niczego konkretnego. W kącie za drzwiami wejściowymi w ogromnej donicy rósł fikus. Jednak jego liście były zakurzone, jakby o nim zapomniano. W pomieszczeniu panował chaos, a jednocześnie wydawało mi się, iż wszystko zostało dokładnie przemyślane i każda rzecz znajduje się na swoim miejscu. 

Pakunek, który wyjęłam z samochodu, położyłam teraz na komodzie z figurkami. Powoli, dokładnie oglądając każdy kąt, przeszłam do salonu. Ten niczym nadzwyczajnym się nie wyróżniał. Jasna tapeta odbijała od siebie promienie słońca wpadające przez duże okno. Miękkie dywany zbierały opadający kurz. Na środku ustawiono sofę i dwa fotele. Pomiędzy nimi był niewielki stolik do kawy. Jedną ze ścian podpierały wypełnione po samą górę regały. Natomiast na komódce pod oknem i parapecie dostrzegłam kolejną wystawę najróżniejszych pamiątek. Zaczęłam się im przyglądać. Wyglądały dziwnie znajomo. Jednak nie mogłam sobie przypomnieć, skąd je znam. Nieważne. Nie po to tutaj przyjechałam. Chciałam porozmawiać. Zadać kilka pytań. Tylko że nikogo nie ma w domu. Dlaczego więc drzwi były otwarte? Może jednak ktoś został w mieszkaniu, tylko nie usłyszał jak wchodziłam?

Odwróciłam się od okna, by jeszcze raz poinformować domowników o mojej obecności. Jednak nie zdążyłam nic powiedzieć. Zastygłam w bezruchu, a potem poczułam pieczenie w oczach. Zostałam potraktowana gazem pieprznym. Najwyraźniej pomylono mnie z włamywaczem. Przetarłam oczy, by zobaczyć, kto to zrobił. Ale ten ktoś najwyraźniej zdążył zmienić swoje położenie. Obróciłam się i wtedy poczułam łamiący ból w kościach. Upadłam na wzorzysty dywan. 

6 komentarzy:

  1. Cudny rozdział. Bardzo, bardzo mi się spodobał. Szkoda mi trochę Matta, kocha ją, ale dobrze, że ona go nie oszukała. Może mu przejdzie, może ona znów się w nim zakocha? Tak naprawdę to od samego początku miałam wrażenie, że jej uczucie do Matta się wypala.
    Bardzo spodobał mi się ten moment, gdy wchodziła do domu babci. Świetnie opisałaś wystrój domu, który nie było nudny. Zazwyczaj jak czytam takie opisy to są strasznie nudne, ale u Ciebie ta nie było. Dodawałaś kilka ciekawych zdań. Takie jedno (pozwolę sobie zacytować): "Miękkie dywany zbierały opadający kurz". Bardzo, bardzo, bardzo mi to zdanie się spodobało. O to mi właśnie chodzi. Nie pisałaś tylko, ze tam stoi komoda, tam stolik, tylko tak ciekawie. Bosko.
    Rozśmieszył mnie trochę fakt, że ktoś pomylił ją z włamywaczem. Wiem, że dla niej było to mało przyjemne, ale ja już tak mam. :D Ciekawe czy to jej babcia i ciekawe co zrobi, gdy się dowie, że to była jej wnuczka. Rozumiem, że one dawno się nie widziały. To przykre. Mam nadzieję, że jakoś w końcu się rozpoznają. :D
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podobał się opis. Zawsze mam z nimi problemy i nie wiem, jak ładnie ubrać to wszystko, co widzę oczami wyobraźni w słowa. Dzięki Tobie wzrosła moja wiara we własne możliwości :)
      Reszty nie będę komentować, bo jeszcze bym za dużo powiedziała i nici z zaskoczenia (mam nadzieję, że jakieś tam zaskoczenie uda mi się przygotować) :)

      Dziękuję za odwiedziny, pozdrawiam

      Usuń
  2. Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale problem z internetem i te sprawy rozdział skomentuje krótko bo mam wiele do nadrobienia również na innych blogach. A więc na początku myślałam, że gdy wiedzie do babcie to zobaczy ją martwąą. taki obrót wydarzeń jest chyba lepszy nie xd
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie się podoba opis pokoju, te dywany, jak z Leśmiana ("na strojnego dywana narorożnej purpurze, gdzie irys obok sarny kwitnie bezroślinnie, a z wieczności pluszowej, unoszą się kurze" - wiersz Lalka).

    I, oczywiście czekam... na ocknienie?

    Pozdrawiam,j.

    OdpowiedzUsuń
  4. Żal mi chłopaka a co kolejny rozdział tym lepszy i ciekawszy czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń

Twój oddech...