„Życie jest
jak świeca.
Dmuchasz,
chuchasz – gaśnie.”
Obudziłam
się przed wschodem słońca. Jak tylko zrzuciłam z siebie kołdrę, przypomniałam
sobie o liście, który wczoraj pisałam. Wrzuciłam go do szuflady szafki nocnej.
Teraz ją otworzyłam i jeszcze raz przeczytałam swoje słowa. Schowałam kartkę do
białej koperty. Wyszłam z łóżka i skierowałam się w stronę garderoby. Kiedy
otworzyłam drzwi do ‘damskiego raju’ jak to niegdyś określił Cris, chwyciłam
granatowy szlafrok i zarzuciłam go sobie na ramiona. Zabrałam ze sobą jeszcze
świeczkę, zapałki oraz list i przeszłam po cichu przez mieszkanie, by wyjść do
ogrodu.
Na dworze było chłodno. Dopiero
co zza horyzontu zaczęło wychodzić słońce. Jego promienie nie zdążyły jeszcze
ogrzać ziemi. Na trawie pobłyskiwały krople świeżej rosy. Zapragnęłam ich
dotknąć. Zdjęłam klapki i dalej szłam już na boso.
Z ławki zabrałam tracącą swój
dawny kolor marynarkę. Wszyscy o niej zapomnieli. W końcu i o nim zapomną.
Tylko nie ja. Trzymając ją w ramionach przeszłam do altany. Tam, na krześle
ułożyłam górną część jego garnituru i swój szlafrok. Na stoliku postawiłam
świeczkę. Wykrzywiony knot podpaliłam ciepłym płomieniem zapałki. Ciepło
ulatywało z wnętrza świecy. Jej żywot powoli dobiega końca, a dopiero co
zaczęła żyć. Egzystencja jest jednak krótka. Ludzie tego nie dostrzegają. Wydaje
im się, że mają mnóstwo czasu, że mogą sobie pozwolić na bezczynność. Czego nie
zrobią dzisiaj, to najwyżej zabiorą się za to jutro. A jeśli jutra nie będzie?
Jeżeli w jednej chwili wszystko się skończy? Może warto zastanowić się, czy
wykorzystuję swoją szansę? Cris był i go nie ma. Ja jestem, ale może mnie za
chwilę nie być.
Obróciłam w dłoniach kopertę, by
już po chwili patrzeć jak płonie. Najpierw zajął się ogniem jej prawy róg, a
potem stopniowo reszta. Ostrożnie trzymałam list nad płomieniem i patrzyłam,
jak wszystkie słowa, które tam napisałam, unoszą się z dymem do nieba.
- Wiedziałam, że znajdę jakiś
sposób, Cris.
***
Minęło już pół roku od śmierci
Crisa. Wiele się wydarzyło w tym czasie. Stałam się zupełnie inną osobą. Trochę
bardziej uduchowioną. Nie jestem pustą lalą z bogatego domu. Greta od zawsze
dbała bym wyrosła na dobrą osobę. Udało jej się. Tylko, że ona nie potrafiła we
mnie wstrzyknąć tych wszystkich naturalnych uczuć. Choć wiedziałam, jak
powinnam się zachować i nie byłam zimna jak lód, moja dusza była pusta. W
pewnym sensie byłam robotem, którego ktoś powołał do życia i napisał mu
instrukcję. To Greta stworzyła tego robota. Nie mam jej tego za złe. Wręcz
przeciwnie, powinnam dziękować. Bo gdyby nie ona, byłabym po prostu nikim.
Jakimś bezkształtnym plastikiem. A tak przynajmniej miałam jakieś konkretne
ciało, w które w końcu wpełzł duch. Nareszcie odkrywam świat nie tylko rozumem,
ale także poprzez serce. Chyba utrata najbliższego przyjaciela rozpaliła we
mnie ludzkie uczucia. Chociaż jakieś plusy są w tym wszystkim.
W końcu stanęłam na nogi.
Podniosłam się z ziemi i uniosłam ciężar. W wakacje wysłałam podanie o
przyjęcie na uczelnię, choć i tak nie było najmniejszych szans bym rozpoczęła
naukę od września. Za długo zwlekałam. Za długo się dołowałam swoją sytuacją.
Cris na pewno nie chciał, bym przez niego zawaliła rok nauki. Ale nie zmienię
już przeszłości. Nawet nie próbuję. Teraz liczy się tylko to, co tu i teraz. Dlatego
wysłałam te papiery. Może uda mi się dostać na drugi semestr. Może… A póki co,
mam jeszcze trochę wolnego.
- Ellein, jesteś już gotowa? –
Po mieszkaniu rozległ się głos Grety.
- Już idę.
Wzięłam dwie nieduże walizki i
zeszłam z nimi po schodach. Greta pomogła mi je zapakować do bagażnika.
Pożegnałam się z pokojówką i mogłyśmy jechać.
Powiedziałam rodzicom, że chcę
się spotkać z babcią bez względu na to, czy oni wyrażą na to zgodę, czy też
nie. Cóż. Nie mieli oporów. Po prostu wiedzieli, że i tak zrobię po swojemu.
Mama trochę się wściekła, ale nic nie powiedziała, by mnie zatrzymać. Tak więc
bez większych przygotowań, wrzuciłam kilka ciuchów do walizek,
najpotrzebniejsze przybory i poprosiłam Gretę by mnie zawiozła.
Nareszcie czuję, że żyję.
Zrozumiałam, że nie warto wciąż spoglądać w przeszłość i zadręczać się
niepowodzeniami. Nie o to chodzi w egzystencji. My mamy wciąż iść do przodu.
Napotykać na nowe wyzwania. A wszystko to, co nas zatrzymuje… To ma pewien
sens. Uświadamia nam co robimy źle i jak możemy poprawić jakość naszej podróży.
Do tej pory żyłam w luksusie.
Nie wiedziałam, co to troski i zmartwienia. Wszystko było układane pode mnie.
Rodzice spełniali moje zachcianki. Byłam rozpieszczana jak mała księżniczka z
bajki. Myślałam, że życie to bajka. Choć Greta wiele razy powtarzała mi, że jestem
w błędzie i świat nie jest taki piękny, nie potrafiłam jej wierzyć. Była dla
mnie dobrą wychowawczynią. Dzięki niej nie straciłam siebie. Ona nie pozwoliła
bym upadła. Wciąż pomagała mi stawać się coraz lepszą osobą. Ale ja nadal żyłam
pod kloszem. Na szczęście to wszystko już się skończyło.
Dlaczego odetchnęłam z ulgą,
skoro spadły na mnie problemy, a wieczne szczęście mnie opuściło? Bo w końcu
dano mi poznać prawdę. Teraz nikt mnie nie oszuka. Już nie żyję w kłamstwie.
Zdecydowanie bardziej podoba mi się ten szczery świat, który nie ukrywa
ludzkich tragedii, aniżeli tę pieprzoną słodziutką bajeczkę z księżniczką w
roli głównej. Prawda jest dużo lepsza, mimo że czasem boli. Śmierć też bolała,
ale dzięki niej zaczęłam prawdziwie żyć. Dostrzegłam wiele rzeczy, które
niegdyś były dla mnie niczym cichy wiatr – niezauważalne.
Na miejsce dojechałyśmy późnym
popołudniem. Babcia już czekała na ganku. Kiedy dostrzegła podjeżdżający
samochód, wybiegła nam na powitanie. Wyściskała mnie za wszystkie czasy, a przecież
niedawno się widziałyśmy. Co prawda, wtedy nie miałyśmy zbyt wiele czasu, by po
prostu ze sobą pobyć, ale zdążyłyśmy porozmawiać. Wyjaśniłyśmy niektóre sprawy.
A teraz będziemy mogły nadrobić stracone lata. Już nie mogę się doczekać na
wspólne wieczory przy albumach ze zdjęciami z babcinych podróży. Wyobrażam
sobie z jak ogromnym sentymentem będzie opowiadać o wszystkich przygodach. Tak.
Chcę poznać jej życie. Jakie było dotychczas? I chciałabym, aby i ona było tak
samo entuzjastycznie nastawiona do poznania mojej przeszłości.
- Jak dobrze cię znów widzieć.
Chodźmy do ogrodu. Przygotowałam skromny poczęstunek. – Radość emanowała od
niej z każdej strony. A ja cieszyłam się razem z babcią. – Greto, ciebie
również zapraszam.
- Ja podziękuję – grzecznie
odmówiła Greta. – Niestety ale państwo nie lubią, kiedy długo jestem poza domem. Muszę już jechać. Obiecałam, że zawiozę tylko Ellein i zaraz wrócę. – Z
wielkim żalem wymawiała te słowa. Dobrze wiem, że chciałaby jak najdłużej
pozostać poza murami tamtego domu.
- Mimo wszystko, znam swoją
córkę i wiem, że nie znosi braku lojalności, dlatego nie będę nalegać, Greto.
- Może innym razem – Greta
wyraziła nadzieję na rychłe spotkanie z babcią, po czym wróciła za kierownicę
samochodu.
Ja z babcią skierowałyśmy się na
tyły podwórza. Kiedy przechodziłyśmy wąską ścieżką między domem a ogrodzeniem
posesji usłyszałyśmy oddalający się odgłos silnika starego samochodu, którym
Greta wracała do domu. Odczułam pewną ulgę, kiedy odjechała. W obecności Grety
czuję się tak, jakby zaraz zza rogu ukazali się rodzice. A teraz mam pewność,
że jestem sama z babcią. Nikt nam nie przeszkodzi. Cały tydzień tylko dla nas.
Ale tylko tydzień na to, by nadrobić stracony czas.
Musisz częściej dodawać rozdziały, bo po prostu wykituje! Rozdział jest świetny!
OdpowiedzUsuńten początek smutny. te spalenie listu... ciesze się, że Elline postanowiła sprzeciwić się rodzicom i spotkać z babcią. ciekawe co z tego wyniknie.
pzdrawiam
Wow! Tyle przychodzi mi do głowy po przeczytaniu tego rozdziału...
OdpowiedzUsuńMasz cudowny styl, wspaniale oddajesz uczucia i wpływasz na emocje czytelnika. Podobają mi się Twoje opisy, są bardzo plastyczne.
Twoja refleksja na temat przemijania złapała mnie za serce. Ludziom, szczególnie młodym, wydaje się, że będą żyć wieczni. Sądzą, że są nieśmiertelni. Tymczasem jednak los bywa nieprzewidywalny. Dziś jesteś, jutro Cię nie ma. I właśnie przez to można stracić szansę - bo myśli się, że na wszystko ma się jeszcze czas.
Moją ulubioną sceną jest spalenie koperty z listem. Być może to przez moją wrodzoną miłość do ognia, być może po prostu przez jej piękno.
Podoba mi się postać głównej bohaterki i jej podejście do życia. Jako jedna z nielicznych dostrzegła, że prawdziwe życie, choć bolesne, jest lepsze od egzystencji w bladze, pośród bajkowej scenerii fałszu.
Wydaje mi się, że kolejny rozdział opowiadający o jej spotkaniu z babcią będzie naładowany emocjami.
Gratuluję talentu i pomysłów. W wolnym czasie zapraszam do siebie na www.non-clamabit.blogspot.com
Pozdrawiam serdecznie!
Miło widzieć jakiś nowy komentarz.
UsuńZ tym przemijaniem w oczach młodych to jest tak, że dopóki nie przekonają się osobiście, że nawet młody człowiek może umrzeć, myślą, iż są nieśmiertelni. Na szczęście i jednocześnie na nieszczęście są w życiu momenty, które uświadamiają nam, że człowiek nie jest ze spiżu, a raczej podobny to źdźbła trawy. Cóż, smutne to, ale prawdziwe.
Dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej :)