09. Jak feniks z popiołów



„Życie jest jak świeca.
Dmuchasz, chuchasz – gaśnie.”

Obudziłam się przed wschodem słońca. Jak tylko zrzuciłam z siebie kołdrę, przypomniałam sobie o liście, który wczoraj pisałam. Wrzuciłam go do szuflady szafki nocnej. Teraz ją otworzyłam i jeszcze raz przeczytałam swoje słowa. Schowałam kartkę do białej koperty. Wyszłam z łóżka i skierowałam się w stronę garderoby. Kiedy otworzyłam drzwi do ‘damskiego raju’ jak to niegdyś określił Cris, chwyciłam granatowy szlafrok i zarzuciłam go sobie na ramiona. Zabrałam ze sobą jeszcze świeczkę, zapałki oraz list i przeszłam po cichu przez mieszkanie, by wyjść do ogrodu.

Na dworze było chłodno. Dopiero co zza horyzontu zaczęło wychodzić słońce. Jego promienie nie zdążyły jeszcze ogrzać ziemi. Na trawie pobłyskiwały krople świeżej rosy. Zapragnęłam ich dotknąć. Zdjęłam klapki i dalej szłam już na boso.

Z ławki zabrałam tracącą swój dawny kolor marynarkę. Wszyscy o niej zapomnieli. W końcu i o nim zapomną. Tylko nie ja. Trzymając ją w ramionach przeszłam do altany. Tam, na krześle ułożyłam górną część jego garnituru i swój szlafrok. Na stoliku postawiłam świeczkę. Wykrzywiony knot podpaliłam ciepłym płomieniem zapałki. Ciepło ulatywało z wnętrza świecy. Jej żywot powoli dobiega końca, a dopiero co zaczęła żyć. Egzystencja jest jednak krótka. Ludzie tego nie dostrzegają. Wydaje im się, że mają mnóstwo czasu, że mogą sobie pozwolić na bezczynność. Czego nie zrobią dzisiaj, to najwyżej zabiorą się za to jutro. A jeśli jutra nie będzie? Jeżeli w jednej chwili wszystko się skończy? Może warto zastanowić się, czy wykorzystuję swoją szansę? Cris był i go nie ma. Ja jestem, ale może mnie za chwilę nie być.

Obróciłam w dłoniach kopertę, by już po chwili patrzeć jak płonie. Najpierw zajął się ogniem jej prawy róg, a potem stopniowo reszta. Ostrożnie trzymałam list nad płomieniem i patrzyłam, jak wszystkie słowa, które tam napisałam, unoszą się z dymem do nieba.

- Wiedziałam, że znajdę jakiś sposób, Cris.

***

Minęło już pół roku od śmierci Crisa. Wiele się wydarzyło w tym czasie. Stałam się zupełnie inną osobą. Trochę bardziej uduchowioną. Nie jestem pustą lalą z bogatego domu. Greta od zawsze dbała bym wyrosła na dobrą osobę. Udało jej się. Tylko, że ona nie potrafiła we mnie wstrzyknąć tych wszystkich naturalnych uczuć. Choć wiedziałam, jak powinnam się zachować i nie byłam zimna jak lód, moja dusza była pusta. W pewnym sensie byłam robotem, którego ktoś powołał do życia i napisał mu instrukcję. To Greta stworzyła tego robota. Nie mam jej tego za złe. Wręcz przeciwnie, powinnam dziękować. Bo gdyby nie ona, byłabym po prostu nikim. Jakimś bezkształtnym plastikiem. A tak przynajmniej miałam jakieś konkretne ciało, w które w końcu wpełzł duch. Nareszcie odkrywam świat nie tylko rozumem, ale także poprzez serce. Chyba utrata najbliższego przyjaciela rozpaliła we mnie ludzkie uczucia. Chociaż jakieś plusy są w tym wszystkim.

W końcu stanęłam na nogi. Podniosłam się z ziemi i uniosłam ciężar. W wakacje wysłałam podanie o przyjęcie na uczelnię, choć i tak nie było najmniejszych szans bym rozpoczęła naukę od września. Za długo zwlekałam. Za długo się dołowałam swoją sytuacją. Cris na pewno nie chciał, bym przez niego zawaliła rok nauki. Ale nie zmienię już przeszłości. Nawet nie próbuję. Teraz liczy się tylko to, co tu i teraz. Dlatego wysłałam te papiery. Może uda mi się dostać na drugi semestr. Może… A póki co, mam jeszcze trochę wolnego.

- Ellein, jesteś już gotowa? – Po mieszkaniu rozległ się głos Grety.

- Już idę.

Wzięłam dwie nieduże walizki i zeszłam z nimi po schodach. Greta pomogła mi je zapakować do bagażnika. Pożegnałam się z pokojówką i mogłyśmy jechać.

Powiedziałam rodzicom, że chcę się spotkać z babcią bez względu na to, czy oni wyrażą na to zgodę, czy też nie. Cóż. Nie mieli oporów. Po prostu wiedzieli, że i tak zrobię po swojemu. Mama trochę się wściekła, ale nic nie powiedziała, by mnie zatrzymać. Tak więc bez większych przygotowań, wrzuciłam kilka ciuchów do walizek, najpotrzebniejsze przybory i poprosiłam Gretę by mnie zawiozła.

Nareszcie czuję, że żyję. Zrozumiałam, że nie warto wciąż spoglądać w przeszłość i zadręczać się niepowodzeniami. Nie o to chodzi w egzystencji. My mamy wciąż iść do przodu. Napotykać na nowe wyzwania. A wszystko to, co nas zatrzymuje… To ma pewien sens. Uświadamia nam co robimy źle i jak możemy poprawić jakość naszej podróży.         

Do tej pory żyłam w luksusie. Nie wiedziałam, co to troski i zmartwienia. Wszystko było układane pode mnie. Rodzice spełniali moje zachcianki. Byłam rozpieszczana jak mała księżniczka z bajki. Myślałam, że życie to bajka. Choć Greta wiele razy powtarzała mi, że jestem w błędzie i świat nie jest taki piękny, nie potrafiłam jej wierzyć. Była dla mnie dobrą wychowawczynią. Dzięki niej nie straciłam siebie. Ona nie pozwoliła bym upadła. Wciąż pomagała mi stawać się coraz lepszą osobą. Ale ja nadal żyłam pod kloszem. Na szczęście to wszystko już się skończyło.

Dlaczego odetchnęłam z ulgą, skoro spadły na mnie problemy, a wieczne szczęście mnie opuściło? Bo w końcu dano mi poznać prawdę. Teraz nikt mnie nie oszuka. Już nie żyję w kłamstwie. Zdecydowanie bardziej podoba mi się ten szczery świat, który nie ukrywa ludzkich tragedii, aniżeli tę pieprzoną słodziutką bajeczkę z księżniczką w roli głównej. Prawda jest dużo lepsza, mimo że czasem boli. Śmierć też bolała, ale dzięki niej zaczęłam prawdziwie żyć. Dostrzegłam wiele rzeczy, które niegdyś były dla mnie niczym cichy wiatr – niezauważalne.

Na miejsce dojechałyśmy późnym popołudniem. Babcia już czekała na ganku. Kiedy dostrzegła podjeżdżający samochód, wybiegła nam na powitanie. Wyściskała mnie za wszystkie czasy, a przecież niedawno się widziałyśmy. Co prawda, wtedy nie miałyśmy zbyt wiele czasu, by po prostu ze sobą pobyć, ale zdążyłyśmy porozmawiać. Wyjaśniłyśmy niektóre sprawy. A teraz będziemy mogły nadrobić stracone lata. Już nie mogę się doczekać na wspólne wieczory przy albumach ze zdjęciami z babcinych podróży. Wyobrażam sobie z jak ogromnym sentymentem będzie opowiadać o wszystkich przygodach. Tak. Chcę poznać jej życie. Jakie było dotychczas? I chciałabym, aby i ona było tak samo entuzjastycznie nastawiona do poznania mojej przeszłości.     

- Jak dobrze cię znów widzieć. Chodźmy do ogrodu. Przygotowałam skromny poczęstunek. – Radość emanowała od niej z każdej strony. A ja cieszyłam się razem z babcią. – Greto, ciebie również zapraszam.

- Ja podziękuję – grzecznie odmówiła Greta. – Niestety ale państwo nie lubią, kiedy długo jestem poza domem. Muszę już jechać. Obiecałam, że zawiozę tylko Ellein i zaraz wrócę. – Z wielkim żalem wymawiała te słowa. Dobrze wiem, że chciałaby jak najdłużej pozostać poza murami tamtego domu.

- Mimo wszystko, znam swoją córkę i wiem, że nie znosi braku lojalności, dlatego nie będę nalegać, Greto.

- Może innym razem – Greta wyraziła nadzieję na rychłe spotkanie z babcią, po czym wróciła za kierownicę samochodu.

Ja z babcią skierowałyśmy się na tyły podwórza. Kiedy przechodziłyśmy wąską ścieżką między domem a ogrodzeniem posesji usłyszałyśmy oddalający się odgłos silnika starego samochodu, którym Greta wracała do domu. Odczułam pewną ulgę, kiedy odjechała. W obecności Grety czuję się tak, jakby zaraz zza rogu ukazali się rodzice. A teraz mam pewność, że jestem sama z babcią. Nikt nam nie przeszkodzi. Cały tydzień tylko dla nas. Ale tylko tydzień na to, by nadrobić stracony czas. 

3 komentarze:

  1. Musisz częściej dodawać rozdziały, bo po prostu wykituje! Rozdział jest świetny!
    ten początek smutny. te spalenie listu... ciesze się, że Elline postanowiła sprzeciwić się rodzicom i spotkać z babcią. ciekawe co z tego wyniknie.
    pzdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Tyle przychodzi mi do głowy po przeczytaniu tego rozdziału...

    Masz cudowny styl, wspaniale oddajesz uczucia i wpływasz na emocje czytelnika. Podobają mi się Twoje opisy, są bardzo plastyczne.
    Twoja refleksja na temat przemijania złapała mnie za serce. Ludziom, szczególnie młodym, wydaje się, że będą żyć wieczni. Sądzą, że są nieśmiertelni. Tymczasem jednak los bywa nieprzewidywalny. Dziś jesteś, jutro Cię nie ma. I właśnie przez to można stracić szansę - bo myśli się, że na wszystko ma się jeszcze czas.
    Moją ulubioną sceną jest spalenie koperty z listem. Być może to przez moją wrodzoną miłość do ognia, być może po prostu przez jej piękno.
    Podoba mi się postać głównej bohaterki i jej podejście do życia. Jako jedna z nielicznych dostrzegła, że prawdziwe życie, choć bolesne, jest lepsze od egzystencji w bladze, pośród bajkowej scenerii fałszu.
    Wydaje mi się, że kolejny rozdział opowiadający o jej spotkaniu z babcią będzie naładowany emocjami.
    Gratuluję talentu i pomysłów. W wolnym czasie zapraszam do siebie na www.non-clamabit.blogspot.com
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło widzieć jakiś nowy komentarz.
      Z tym przemijaniem w oczach młodych to jest tak, że dopóki nie przekonają się osobiście, że nawet młody człowiek może umrzeć, myślą, iż są nieśmiertelni. Na szczęście i jednocześnie na nieszczęście są w życiu momenty, które uświadamiają nam, że człowiek nie jest ze spiżu, a raczej podobny to źdźbła trawy. Cóż, smutne to, ale prawdziwe.
      Dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej :)

      Usuń

Twój oddech...