W
Sealey nic się nie zmieniło od mojego wyjazdu. Może tylko to, że większość
znajomych opuściła miasteczko, by zacząć naukę na college’u. Poza tym wszystko
po staremu. Rodzice wciąż w pracy. Mam wrażenie, iż nawet nie zauważyli mojej
nieobecności przez ostatnie tygodnie. Im jest bez różnicy, czy jestem w domu,
czy mnie nie ma. I tak się o mnie nie martwią. Tylko Greta za mną tęskniła.
Kiedy otworzyłam drzwi, od razu zaprosiła mnie do jadalni na tort czekoladowy i
kazała opowiadać z najdrobniejszymi szczegółami. Streściłam jej jak przebiegał
dzień w Pensacoli i stwierdziłam, że w końcu udało mi się odpocząć. Ale ani
słowem nie wspomniałam o Dave’ie. Jeszcze nie czas, aby do tego wracać. Nasze
ostatnie spotkanie mnie kompletnie wyprowadziło z równowagi. Nie mogłam
przewidzieć, że nasza znajomość skończy się w taki sposób. Ale to nie moja
wina. Nie, już więcej nie będę się obwiniać o rzeczy, na które nie miałam
większego wpływu. Gdyby Dave nie przyszedł pod nieobecność babci, ta bajka może
i by miała szczęśliwe zakończenie. Tym razem to nie ja zawaliłam. On wszystko
zniszczył.
- Czyli polubiłyście się z
babcią?
- Tak. Nawet nie odczułam, że
się tak mało znamy. Było wspaniale. A co w domu się działo?
W jednej chwili Greta zmieniła wyraz twarzy. Coś się stało. Coś, o czym nie chciała mówić, ale mnie trudno się oprzeć.
- Przez cały czas dzwonił twój telefon. Nie potrafiłam go wyciszyć, więc musiałam odebrać…
Jak on w ogóle śmiał wciąż do mnie wydzwaniać? Chyba powiedziałam mu jasno, że jest totalnym dupkiem i nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Ale Matt zawsze był uparty. Za wszelką cenę dążył do osiągnięcia własnego celu. Czego tylko zapragnął, musiał to mieć. Pytanie, jaki ma cel w ciągłym wydzwanianiu do mnie?
Może powinnam z nim jeszcze raz porozmawiać? Na spokojnie. Wtedy byłam wzburzona. Mathew chciał mi coś wyjaśnić, a ja go nie słuchałam. Jak głucha ściana uciekłam. Tak, wciąż tylko uciekam. Czy nie potrafię inaczej? Dlaczego tak trudno zmierzyć się z rzeczywistością? Czego się boję? Już teraz nie mam nic do stracenia. Nie mam przyjaciela, nie mam chłopaka. Mogę więc wyjść na ring i walczyć. Lecz wciąż chowam się po kątach. Unikam konfrontacji. Najpierw z Mattem, teraz z Davem.
Nic dziwnego, że zostałam sama. Mam chaos w duszy, bo nie mam nikogo, komu mogłabym się zwierzyć. Sama odpycham od siebie tych ludzi, którzy chcieliby mi pomóc. Odrzucam pomocną dłoń. Nie mogę więc ubolewać, że jestem w ciągłym dołku, w czarnej dziurze. Sama się w to wpakowałam. Pragnę wyjść z bagna, a jednak stale w nim tonę, bo budzi się we mnie jakaś arogancja i duma, które odrzucają każdą pomoc. Bo chcę tylko Crisa. Ale on już nie przyjdzie. Tym razem mi nie pomoże. I albo sama wyjdę na prostą, albo ukryję dumę i dam się wyciągnąć.
Weszłam do swojego pokoju. Poczułam się, jakbym znalazła się w jaskini. Ogromna przestrzeń, którą niegdyś się delektowałam. Własna łazienka o minimalistycznym wystroju. I garderoba, w której nie brak niczego. A jednak wcale nie byłam szczęśliwa z powrotu w te cztery kąty. Zdążyłam się przyzwyczaić do przepychu panującego w babcinym mieszkanku. Dzieliłyśmy jedną łazienkę, w której trudno było się obrócić. W niewielkim pokoju miałam tylko jedną szafę. Ale nie brakło mi niczego. Czułam się tam, jak w domu, a nie jak w paszczy wygłodniałego smoka.
Tutaj są wspomnienia, które chciałabym wymazać z pamięci. Tutaj jest zapach wody kolońskiej Matta. I jest też marynarka Crisa?
Ostatnio widziałam ją w ogrodzie. Zostawiłam ją w altanie razem ze swoim szlafrokiem, kiedy paliłam list do przyjaciela. Nie wiedziałam wówczas, co powinnam z nią zrobić. Z jednej strony chciałam się jej pozbyć, lecz z drugiej nie potrafiłam jej wyrzucić. Ona była najżywszym wspomnieniem. Ale pozostawiłam ją. A teraz leży bezładnie na sofie.
Odwróciłam się do okna. Parapet zdobiła zielona paprotka. Nie było jej tam wcześniej. Pewnie Greta ją przyniosła. Zawsze powtarzała, że w każdym pokoju powinna być roślinka. One poprawiają humor. Sprzeczałam się z nią o to. Bo niby jak jakiś kwiatek ma poprawić humor? Przecież jest to niemożliwe. A jednak, gdy spojrzałam na delikatne listki młodej paproci, uśmiechnęłam się do siebie. Zrozumiałam, że ktoś się o mnie troszczy. I mimo moich zmiennych nastrojów, wciąż jest przy mnie. Greta opiekuje się mną od dziecka. Zaraz po Crisie jest mi najbliższą osobą. Moja przybrana babcia. Kocha mnie jak wnuczkę. Jest wspaniała. Ratowała mnie za każdym razem, kiedy wpadałam w tarapaty. Broniła mnie cały czas przed tym sztucznym życiem. Pozwalała mi spojrzeć ponad horyzont. Moja prawdziwa przyjaciółka. Może to właśnie jej powinnam się zwierzyć ze wszystkich zmartwień? Nie będzie mi wytykać błędów. Nie będzie jeszcze bardziej dołować. Ale czy ona mnie zrozumie? Czy ja zdołam się otworzyć?
Muszę spróbować. Zadawanie sobie pytań, na które i tak nie znam odpowiedzi jest kompletnie bez sensu. Powinnam w końcu zacząć działać. Tylko rozmyślam i rozważam wszelkie możliwości na płaszczyźnie filozoficznej. A przecież nie o to chodzi w życiu. Trzeba próbować. Dążyć do celów. Piąć się w górę. Życie nie jest po to, by je przespać w samotności. Skoro dostałam szansę od losu, warto ją wykorzystać. Przynajmniej potem nie będę żałować, że czegoś nie zrobiłam. Tak jak żałuję tych wszystkich chwil, kiedy mogłam powiedzieć Crisowi jak ważny jest w moim życiu. Nigdy nie usłyszał tego ode mnie. I gdybym tylko mogła cofnąć czas…
Wyciągnęłam z szuflady biurka swój telefon komórkowy. Ponad sto nieodebranych połączeń. Kilkanaście SMSów. Wszystko od Matta. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w wyświetlacz i zastanawiałam się, co powinnam zrobić. W końcu wyciągnęłam kartę SIM i wyrzuciłam ją do śmietnika. Zabrałam się za rozpakowywanie walizki, ale nie mogłam przestać myśleć o tych wszystkich telefonach. Czy on musi być aż taki uparty i nachalny? Dobrze zrobiłam zostawiając komórkę w domu. Przynajmniej będąc u babci nie musiałam myśleć o tym wszystkim. Ale powróciła do tej szarej rzeczywistości. I już nie mogę uciekać. Nie chcę tego tak dłużej ciągnąć.
Wyjęłam z kubła na śmieci kartę
SIM i włączyłam telefon. Ale nie przeczytałam żadnej wiadomości. Nie zadzwoniłam
do Matta. Wyłączyłam dźwięk i schowałam komórkę z powrotem do szuflady. Wciąż
nie miałam wystarczająco dużo sił, by zmierzyć się z prawdą. Nadal unikałam
tego starcia. I dopóki nie będę zmuszona
do konfrontacji z Mattem, nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Za bardzo
mnie zranił. Nie rozumiem, dlaczego Cris nie potrafił mnie przed nim ostrzec. Zawsze
mnie bronił i troszczył się o mnie. A kiedy pojawił się Mathiew, nic nie
zrobił. Wiedział jakim człowiekiem jest ten nowobogacki brunet. Zawiódł mnie
ten jeden raz. Lecz nie mogę mu nawet tego wypomnieć. Odszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój oddech...